Czy wymiana smartfona co rok-dwa lata wciąż ma sens?


Jakiś czas temu wiele osób łyknęło modę na zmianę urządzenia co dwa lata. Wynikało to z wielu czynników, ale – nie oszukujmy się – było dość zasadne. Czy dziś, w 2020 roku decyzja o wymianie telefonu co dwa lata wciąż ma sens?


Słowem wstępu…

Jakiś czas temu wymiana smartfonów była wręcz moim hobby. Potrafiłem sprzedać dopiero co zakupione urządzenie tylko po to, by przesiąść się na jakąś nowość. Było to jednak w czasach, kiedy na rynku dopiero zaznaczał swoją obecność Symbian. Wiadomo, nowość. System operacyjny z prawdziwego zdarzenia w urządzeniu, które mieściło się w kieszeni. Dla mnie – świetna sprawa. Do czasu, aż nie spróbowałem tego Symbiana w praktyce. Wytrzymałem z nim może dwa-trzy tygodnie, a następnie zdecydowałem, że pora się rozstać.

Swoją robotę wykonali też operatorzy. Wydaje mi się, że dla wielu osób wymiana smartfona (a wcześniej telefonu komórkowego) raz na dwa lata wynikała w dużej mierze z tego, że tak były konstruowane umowy z operatorami. Dwa lata zobowiązania i pyk – nowy telefonik do ręki. Tu – w zależności od wariantów i umiejętności negocjacyjnych – zdarzały się opcje za symboliczną złotówkę lub takie, które wymagały od użytkownika dopłaty. Gdzieś po drodze, ten model stracił na znaczeniu. Dlaczego?

Czy wymiana smartfona to wciąż obowiązek, czy tylko opcja?

Z każdą kolejną generacją Androida, licząc od Androida 2.x, gdzieś tak aż do siódmej odsłony zielonego systemu, zmiany postępowały w ekspresowym tempie. Ewoluował nie tylko interfejs, ale i technologia wyświetlacza, ilość pamięci RAM, nakładka systemowa czy – a jakżeby inaczej – aparaty fotograficzne. Były to też czasy, gdy aktualizacje były nie tyle co obowiązkiem, ale jedynie opcją. I jeśli komuś wybitnie zależało zwłaszcza na uaktualnieniach Androida, to po prostu musiał sięgać do portfela dość często.

Świat poszedł do przodu, gdzieś po drodze pojawił się rewolucyjny Android 9 Pie, który przyniósł szereg świetnych nowości. Rozpowszechniła się też standaryzacja AndroidOne, dzięki której trzyletnie wsparcie w zakresie aktualizacji systemu stało się nie towarem ogólnodostępnym. Wiele urządzeń, które korzystają z tego standardu można kupić już za 800-1200 złotych. To pokazuje, w jakim kierunku poszła technologia.

Android stał się lepiej zoptymalizowany, efektem czego nawet dziś 4 GB pamięci RAM często wystarczają do zachowania bardzo wysokiej wydajności systemu operacyjnego. Aparaty wprawdzie wciąż ewoluują, ale z dość dużą pewnością za te słowa mogę stwierdzić, że w świecie urządzeń z półki średniej i wyższej, różnice są widoczne zwłaszcza w profesjonalnych rankingach. Zarówno flagowiec sprzed dwóch lat, jak i nowsza jego wersja potrafi wykonać zdjęcia, które typowy odbiorca uzna za świetne. W niemal każdych warunkach.

Wymieniać czy czekać?

Gdzieś po drodze przejadł się też model abonamentowy, w którym nagradzano nas smartfonami. Operatorzy wciąż potrafią zaskoczyć niezłymi promocjami, jednak mam takie wrażenie, że system płatności w ratach bardzo mocno umocnił pozycję elektromarketów, jak choćby Komputronika. Jeśli ktoś chce kupić flagowca w ratach 0%, to często wystarczy skierować się do sklepu, a nie do telekomu. Prosta matematyka pokazuje, że pozwoli to zaoszczędzić nieco grosza.

Właśnie z tego względu, oraz patrząc na to, jak ewoluuje platforma Google Android, stoję na stanowisku, wedle którego wymiana smartfona na nowy co rok czy dwa lata powoli traci rację bytu. Jasne, wciąż można liczyć na entuzjastów, jednak jeśli chcecie migrować z ex-flagowca na jego nowszą wersję, to dość dobrym scenariuszem jest uzbrojenie się w cierpliwość i zakup nowości w trzy lata później. Wtedy można być niemal pewnym tego, że innowacje wdrożone przez daną firmę wywołają u odbiorcy efekt WOW, że będą czymś więcej niż odgrzewanym kotletem z lekkim tuningiem.

Sprawa wygląda inaczej, jeśli chcecie kupić telefon wyższej klasy niż ten, który posiadacie obecnie. Migracja z low-endu na średniaka czy ze średniaka na flagowca, w mojej opinii jak najbardziej ma rację bytu. Wydaje mi się jednak, że rynek prędzej czy później dotrze do takiego momentu, kiedy cykl życia smartfona ulegnie znaczącemu wydłużeniu. Kto wie, może nawet cztery lata ze smartfonem nie będą nas dziwić? Nie mam wiele przeciw. Ostatecznie, oznacza to dla użytkownika spore oszczędności.