Huawei P20 Pro – wciąż warto, ale…


Huawei P2- Pro to telefon z bogatą, ale i piękną historią. Producent włożył w niego wiele serca i to po prostu widać. Czy w 2020 roku wciąż warto dać mu szansę?


Obudowa Huawei P20 Pro

Ach, gradient. Gradient czyli przenikanie się kolorów. Coś pięknego. W dużej mierze jest to kwintesencja obudowy tego smartfona. Jest zjawiskowa, elegancka i w mojej opinii wygląda o wiele lepiej niż nowsze flagowce. Ma w sobie to coś. Firma odpowiednio zabezpieczyła taflę szkła warstwą ochronną, efektem czego o jakość wykonania i wytrzymałość możecie być jak najbardziej spokojni. Metalowa boczna ramka jest bardzo solidna i na pewno Was nie zawiedzie ani zbyt mocno się nie porysuje.

Obudowa nie różni się zbyt mocno od tego, co oferują mocniejsze, nowsze flagowce Huawei. Na lewej ramce odnajdziemy…nic. Po prawej czekają klawisze regulacji głośności (które nie łapią luzów – to na plus) oraz przycisk Power. Z dołu mamy USB-C oraz pojedynczy głośnik obok którego czeka maskownica. Drugi z duetu stereofonii czeka na górnej ramce, nad ekranem. Z tyłu, w górnym lewym rogu mamy bardzo dobry aparat główny o jakim opowiem Wam później. Obudowa tego smartfona jest bardzo przemyślana i wydaje mi się, że powrót do tego designu byłby zdecydowanie dobrym pomysłem. Dla mnie ten telefon wygląda po prostu o wiele lepiej niż nowszy Huawei P40 Pro.

Ekran w Huawei P20 Pro

Był to chyba jeden z pierwszych OLED-ów, jaki szeroko wdrożył producent. Mamy tu 6,1-calowy moduł, który pracuje w rozdzielczości Full HD+ i oferuje format 18,7:9. Ramki są większe niż w najnowszych smartfonach, jednak nadużyciem byłoby stwierdzenie, że są duże, to nie tak. Barwy są wzorowo odwzorowane, tutaj widać, że producent dopieścił ten ekran niemal do perfekcji. Trudno się do czegoś przyczepić.

Urządzenie ma niewielkiego notcha. Warto o tym drobnym mankamencie przypomnieć. Dobra wiadomość jest taka, że dzięki nakładce EMUI można go szybko ukryć. Po prostu dostaniemy o kilka milimetrów mniejszy obszar roboczy wyświetlacza. Jest to niewielka strata, a dla estetów, którzy nie chcą żadnych dziurek, notchy czy łezek w obszarze roboczym ekranu, jest to świetne rozwiązanie, za które Huawei jestem niezmiernie wdzięczny.

Kultura pracy Huawei P20 Pro po czasie

Kirin 970 z grafiką Mali G72 MP12, 6 GB RAM i 128 GB na dane to wciąż niezłe podzespoły. Oczywiście, odstają one od rynkowej elity, jednak trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że mówimy o urządzeniu z dwuletnim stażem na rynku. Po stronie ciekawostek warto dodać, że sprzęt debiutował z EMUI 8.1, które za doskonałe raczej nie mogło uchodzić. Na szczęście, kolejne uaktualnienia jakie wypuścił producent przyniosły szereg nowych rozwiązań, które znacząco podkręciły potencjał softu i telefonu.

Sprawdziłem i wyobraźcie sobie, że nawet w zaawansowane graficznie gry spokojnie zdołacie pograć. PUBG Mobile śmiga aż miło, a to gra, która wciąż uchodzi za dość zasobożerną. EMUI ładnie radzi sobie z trzymaniem aplikacji w pamięci RAM. Mamy też wiele lubianych aplikacji od Huawei, na czele ze świetną apką Zdrowie, która jest jednym z lepszych rozwiązań jakie odnajdziemy na rynku. Atutem samym w sobie jest też to, że telefon wspiera usługi GMS. Macie więc pełen dostęp do Sklepu Play i wszystkich aplikacji tam zgromadzonych.

Biometryka w Huawei P20 Pro

Jeśli się zagapicie, to łatwo o pomyłkę. Skoro skanera linii papilarnych nie ma z tyłu ani na bocznej ramie, to wydawać by się mogło, że schowano go w ekranie, prawda? Cóż, to jeszcze nie ta epoka 🙂 Firma wygospodarowała na niego miejsce POD ekranem. Działa świetnie, a na dodatek wspiera wiele użytecznych gestów, które jak dla mnie są o wiele lepiej skomponowane niż te, jakie mamy wbudowane w Androidzie. Jakość czytania linii papilarnych jest wzorowa, tutaj nie można się do niczego przyczepić.

Producent poeksperymentował też z technologią rozpoznawania twarzy. Właśnie na te potrzeby zaimplementowano tutaj notcha i – w pewnym sensie – 24 Mpix moduł selfie. Jak to wszystko ze sobą współpracuje? Poprawnie. To chyba najlepsze określenie. W ciągu dnia świetnie, w nocy nieco gorzej, ale wciąż powyżej oczekiwań. Zwłaszcza, jak na dwuletni smartfon. Oznacza to, że łącząc ze sobą te dwie metody, niemal zawsze bez większego wysiłku zyskacie dostęp do plików na swoim telefonie. A przecież o to tu chodzi, prawda?

Huawei P20 Pro – multimedia i aparat

Stereofonia we flagowcu od Huawei to trochę jak Yeti. Niby zgadzamy się co do tego, że może on istnieć, ale nikt go nigdy nie widział 🙂 Nowsze generacje telefonów, na czele z rewelacyjnym P30 Pro, Mate 30 Pro czy rodziną P40 mają głośnik mono. Na szczęście, P20P wyróżnia się na tym polu bardzo pozytywnie. Stereofonia jest, a na dodatek radzi sobie dobrze. Nie są to najgłośniejsze głośniki na rynku, ale spokojnie powinny Wam wystarczyć.

Aparat główny to dość niekonwencjonalny jak na obecne czasy zestaw 40 Mpix matryca RGB (f/1.8) + 20 Mpix moduł monochromatyczny (f/1.6) + teleobiektyw o rozdzielczości 8 Mpix. Był to chyba ostatni flagowiec z krwi i kości, gdzie producent rozdzielił od siebie matryce mono i RGB. Okazuje się, że nawet dziś, w 2020 roku, taki duet jest w stanie zapewnić bardzo dobrej jakości fotografie.

Są one ostre, ładnie nasycone, a smartfon od Huawei z powodzeniem broni się nawet w zdjęciach nocnych. Jasne, ustępuje pola choćby P30 Pro, ale jest naprawdę dobrze. Mamy też autorską technologię sztucznej inteligencji, która może bardzo ładnie podbić kolory. Jeśli lubicie cieplejsze barwy, bez trudu można je wykręcić. Pozytywnym aspektem jest wiele trybów jakie odnajdziemy w rozbudowanej, a zarazem intuicyjnej aplikacji aparatu.

Czy warto kupić Huawei P20 Pro w 2020 roku?

Zaryzykuję i powiem, że tak, warto. Jeśli możecie żyć bez oficjalnych aktualizacji, bo polityka wsparcia technicznego dla smartfonów tej generacji jest ograniczana w zasadzie tylko do łatek bezpieczeństwa. Poza bajecznym designem dostajecie świetny ekran, bardzo dobry aparat, dobry moduł stereo i świetną kulturę pracy, która w niemal niczym nie zdradza tego, że jest to produkt w dość „sędziwym” (jak na flagowca) wieku.

Dobrze radzi sobie akumulator o pojemności 4000 mAh, mamy tu oczywiście wsparcie dla obsługi dwóch kart SIM, a wielkim nieobecnym jest chyba tylko port audio 3,5 mm. Nawet dziś, 128 GB na dane użytkownika to sporo miejsca, które powinno wystarczyć Wam na długi czas. W mojej opinii, warto rozważyć ten telefon na poważnie. Zwłaszcza, jeśli chcecie mieć ex-flagowca po kosztach. Wtenczas jest to jedna z ciekawszych opcji na rynku.