Korzystacie jeszcze z kabury na telefon?


Ile ludzi, tyle sposobów na zabezpieczenie smartfona. Mamy wiele różnych preferencji, jednak wydaje się, że w kwestii zabezpieczania komórki można wysnuć jeden ważny wniosek: zdecydowana większość użytkowników wciąż nie wyobraża sobie bez niego życia.


Słowem wstępu…

Wcale nie tak dawno temu, ekraniki (czyli takie małe, zwykle 2-calowe ekrany 😉 ) były pokryte szkłem, które bazowało na plastiku. Zresztą, obudowa też często była wykonana z tego tworzywa. Jak pisałem Wam jakiś czas temu, uważam, że to były złote czasy odporności telefonów na urazy mechaniczne. Nagle jednak ktoś stwierdził, że funkcjonalność przegrywa z wyglądem. Tym samym, uruchomiona została lawina zdarzeń, która zapoczątkowała popularyzację wielu ciekawych wynalazków.

Pojawiły się gumowe case’y, niechlubnie zwane kondonami, które w niezbyt zmienionej formie są z nami na rynku także i dzisiaj. Doszły wzmocnione obudowy, które skupiały się na tym, by idealnie zabezpieczyć kanty smartfona w razie upadku. Nie da się też nie wspomnieć o foliach ochronnych czy ich „ulepszonej” wersji, za jaką można uznać szkła ochronne o różnym stopniu twardości. No i wreszcie, kabury. Wynalazek, który szczególnie przypadł mi do gustu.

Kabura na smartfona? Ale jak to tak?

Tak, wiem, jestem w mniejszości. Kabury miały rację bytu w czasach, gdy można było przypiąć je do paska, a do środka włożyć mały, poręczny telefonik. Wraz ze wzrostem przekątnej ekranu, ten wynalazek zaczął tracić na znaczeniu, bowiem wygląd nieraz prezentował się po prostu kuriozalnie. Pamiętam, jak w pewnym momencie telefon w kaburze z trudem mieścił się do kieszeni dość luźnych jeansów, których nigdy nie określiłbym mianem zwężanych.

Mimo wszystko, odporność na grawitację wciąż wspominam z łezką w oku. Urządzeniem, które było schowane w kaburze, nigdy nie musiałem się przejmować. Nie raz i nie dwa zdarzyło się, że urządzenie spadło mi na kamienie czy żwir i cały impet uderzenia zawsze był brany na siebie przez chroniącą go konstrukcję. Z moich doświadczeń wynika, że nawet najlepsze szkło ochronne czy case, nie może zapewnić aż takiej ochrony. Oczywiście, wiele zależy też od szczęścia, jednak znajomy kilkakrotnie ściągał szkło tylko po to, by rozczarować się i pokazać pajączka na wyświetlaczu.

Era kabur już minęła, ale legenda pozostała

Jak pisałem wcześniej, żyjemy w czasach, kiedy króluje wygląd. Linia, styl, image. Można to nazywać na wiele różnych sposobów. Mimo tego, że wraz z telefonami komórkowymi ewoluują także ich zabezpieczenia i szkła ochronne, które chronią te konstrukcje, to w mojej opinii, wciąż jesteśmy dość daleko od tej wytrzymałości, jaką oferowała poczciwa, wysłużona kabura. Mało tego, nawet te kilka sekund, jakie trzeba było poświęcić na wyjęcie z niej smartfona, można było spokojnie wybaczyć.

Dopiero od roku, może dwóch lat, zaczęły pojawiać się naprawdę ciekawe case’y, które chronią nasze telefony w sposób wcześniej niespotykany. Niestety, już w samych swoich założeniach, szklana obudowa i wielki wyświetlacz nie są najodporniejszymi technologiami, jakie można znaleźć na rynku. Tym samym, wciąż szukam. Były case’y, były folie ochronne i szkła. Coś mi jednak podpowiada, że zaryzykuję i odpuszczę sobie tę całą kurtuazję, kupując brzydką, topornie wyglądającą, ale przerażająco skuteczną w działaniu, kaburę.

Bo bezpieczeństwa nigdy za wiele.