Motorola pojęła wielką sztukę: sztukę tworzenia telefonów funkcjonalnych i tanich. Zwykle ci, którym się to udaje, cieszą się z galopujących wyników sprzedaży i rosnących zysków. Czy Moto G6 potwierdza tę teorię?
Motorola Moto G6 w 2020 roku
Producent dorzucił do zestawu case’a. Miło mi poinformować, że poza tendencjami do żółknięcia (na które nie pomaga nawet kąpiel z mydłem w gorącej wodzie) wywiązuje się on ze swojej roboty wzorowo. Obudowa jest zgrabna, poręczna, a dzięki wymienionej wyżej osłonie, mimo długiego i intensywnego użytkowania wciąż pozostaje wolna od smug i rys. Klawisze nie złapały luzów, co – jak na bardzo niską kwotę zakupu – uznaję za spory atut.
Z tyłu mamy podwójny i – jak na tę półkę cenową – całkiem niezły aparat główny: 12 Mpix (f/1.8) + 5 Mpix (f/2.2). Jak wspominałem wcześniej, obudowa aparatu mocno wystaje, więc warto na ten drobny szczegół zwrócić swoją uwagę jeszcze przed zakupem. Skaner powędrował na frontową taflę, znajdziecie go pod wyświetlaczem. Nad ekranem czeka donośnie grający, pojedynczy głośnik. Bardzo cenię tę lokację i nigdy tego nie ukrywałem. Jest ona dla mnie o wiele lepsza niż upychanie modułu głośnika obok slotu ładowarki.
Jak na ponad dwuletni staż jest naprawdę dobrze i na dobrą sprawę trudno się do czegoś przyczepić. Skaner ulokowany pod ekranem to trochę awangarda, jednak wywiązuje się on ze swojej roli wzorowo. Potrafi też kilka sztuczek, pośród których największą zdaje się być możliwość „przemianowania go” w gładzik, który może wykonywać gesty na ekranie. Znika wtedy klasyczne menu Androida, a użytkownik dostaje nieco większy obszar roboczy. Fajny bajer.
Ekran w Motoroli G6 w 2020 roku
mamy tu matrycę bazującą na IPS. Oznacza to, że o wypalaniu pikseli można zapomnieć. IPS to sprawdzona technologia, która po prostu jest odporna na tego typu atrakcje. Przynajmniej w Moto G6. Z perspektywy czasu dobre wrażenie zostawia też po sobie ekran, który pracuje w rozdzielczości Full HD+. Obecnie to niemal standard w tej cenie, jednak gdy urządzenie debiutowało na rynku, był to pewnego rodzaju wyróżnik. Motka postawiła na przekątną 5,7 cala, format 18:9 i szkło ochronne Gorilla Glass 3.
Urządzenie jest zabezpieczone szkłem ochronnym. O ile wiem, obecnie jest to już trzecie takie „szkiełko”. Mimo upadku i złapania pajączka, ekran szczęśliwie ocalał, w czym nieodzowną rolę odegrała właśnie ta dodatkowa ochrona. Jasność jest poprawna. W 2019 roku uznałbym ją za w miarę dobrą, ale widać, że w tym aspekcie G6-tka zdążyła się już nieco zestarzeć. Nie jest źle, ale nie jest idealnie. Jest średnio. Średnio… z plusem.
Kultura pracy Motoroli Moto G6 po dwóch latach
Przypomnę, że mamy tu Snapdragona 450 z Adreno 506, 3 GB RAM i 32 GB na dane użytkownika. Miejsca malutko, zwłaszcza, gdy spojrzymy na telefon w dłuższej perspektywie czasowej. Na szczęście można doposażyć Motorolę w slot microSD o pojemności do 128 GB. Polecam ten zabieg. Urządzenie jakie tu opisuję nigdy nie było czyszczone, zawsze miało pobierane łatki bezpieczeństwa (te wychodzą nadal – szacunek!) a na dziś dzień mamy tu 76 aplikacji poza apkami podstawowymi, preinstalowanymi.
Czasem zdarzają się lagi, jednak Chrome przy dwudziestu-kilku kartach w tle potrafi zwolnić nawet na nowszych konstrukcjach. Z tego co wiem, posiadaczka telefonu resetuje go raz na jakieś dwa-trzy tygodnie i w ogólnym rozrachunku nie narzeka na płynność działania smartfona. Dużo tam social mediów, YouTube’a a także Google Home. Jak na takie podzespoły, jestem pod sporym wrażeniem tego, jak dobrze firma zoptymalizowała soft. Na dziś dzień mamy tu Androida 9 Pie i łatki z lutego 2020.
Akumulator i skaner w Motoroli Moto G6 po dwóch latach
3000 mAh to niewiele. Obecnie standardem staje się raczej próg 4000 mAh. Cóż, czasu nie można oszukać i widać, że na tym polu są urządzenia niewiele droższe, a lepsze. Motka zapewnia SoT zbliżony do 5 godzin. Uważam, że nie występuje duża degradacja ogniwa względem stanu, jaki był w 2019 roku. Urządzenie jest przewidywalne. Na szczęście mamy tutaj USB-C, a nie wychodzące z użycia microUSB, to na mały plus.
Czytnik linii papilarnych znajduje się na froncie, pod ekranem. Dziś to umiejscowienie niemal niespotykane. Działa dobrze i jak zawsze u tego producenta, cieszy sporą responsywnością i dobrymi czasami reakcji. Niewielka powierzchnia robocza nie oznacza, że trzeba kilkakrotnie przykładać palec, aby odblokować telefon. Wręcz przeciwnie, tutaj wszystko jest idealnie. Motka od zawsze „umiała w skanery” i wiekowa Moto G6 dobitnie to potwierdza.
Aparat w Motoroli Moto G6 w 2020 roku
Gdy producent prezentował ten telefon, podwójny układ 12 Mpix + 5 Mpix to było coś całkiem ciekawego. Obecnie, w erze konstrukcji, które oferują optykę bazującą na 48 Mpix matrycy głównej, szału nie ma. Pokazuje to dość wyraźnie, że branża mobilna rozwija się bardzo szybko, a główną osią tego rozwoju są właśnie aparaty. Mimo wszystko, nie powiedziałbym, że Motka robi zdjęcia złej jakości. Z tego, co przeglądałem galerię zdjęć, wychodzą one powiedzmy że poprawnie, zadowalająco.
Zwracam też uwagę na to, że aktualizacja do Androida Pie wprowadziła kilka niewielkich nowości, które określiłbym mianem „niedużych usprawnień”. Czy tego chcemy czy nie, z takiej specyfikacji technicznej po prostu nie da się wyciągnąć cudów i telefon zawsze przegra z tym, co oferuje choćby Motorola One Vision czy smartfony od konkurencji. Ot, naturalna kolej rzeczy. Należy jednak docenić to, że ząb czasu nie nadgryzł tego aparatu zbyt mocno. Fotki oceniłbym na czwórkę. Zwłaszcza w tej cenie urządzenia.
Czy warto kupić Motorolę Moto G6 w 2020 roku?
Mamy tutaj NFC. Rewelacja! W telefonie za parę stówek można skonfigurować Google Pay czy apkę banku i płacić bezgotówkowo. Rewelacja! Doceniam też jakość dźwięku oraz – w ostatecznym rozrachunku – aparat główny, choć głównie za zdjęcia dzienne. W słabym świetle nowsza konkurencja bije go na kolana. Gesty Moto? Fajnie że są, jednak właścicielka nie używa ich zbyt często. Coś mi podpowiada, że nie tylko ona.
Procesor ujdzie, ale jak pisałem wcześniej, 3/32 GB to trochę mało. Może to być fajna opcja dla osoby starszej lub dla dziecka, to na pewno. Ekran nie szokuje maksymalnym poziomem jasności, ale można z niego korzystać w miarę komfortowo. Bardzo podoba mi się design Motki. W dobie powtarzalnych urządzeń, które czasem są wręcz kalką konkurencji, to duży atut. No i – co w całej tej recenzji najważniejsze – po ponad dwóch intensywnych latach użytkowania, telefon wciąż działa dobrze. Tak po prostu 🙂