Niewiele trzeba, żeby zahamować rozwój branży, czyli kilka słów o COVID-19


Jeszcze w listopadzie nic nie zapowiadało krachu, jaki obecnie przetacza się przez świat. COVID-19 wpływa nie tylko na nasze życie, ale i na producentów branży mobilnej, którzy już teraz zmieniają swoje plany.


Słowem wstępu…

Jakiś czas temu wydawało mi się, że tylko stagnacja i brak nowości mogą zaszkodzić branży mobilnej. Wielokrotnie okazywało się, że jest ona odporna nawet na kryzysy, które dotkliwie potrafiły obejść się z innymi dziedzinami gospodarki. Rynek stworzył dość specyficzne zamknięte koło, w którym rządzi chęć posiadania nowego urządzenia oraz wielka, marketingowa machina, która wmawia nam, że dany produkt jest wyznacznikiem bycia super.

Mechanizm z powodzeniem działał przez wiele lat i nawet wtedy, gdy w Chinach zaczęło już robić się gorąco, nigdy nie powiedziałbym, że branża mobilna odczuje walkę z koronawirusem tak dotkliwie. Jasne, były pewne przesłanki ku temu, że rynek stopnieje. Ot, chociażby z racji tego, że spora część fabryk znajduje się w Chinach. Trzeba jednak pamiętać o tym, że poza Państwem Środka wciąż istnieje wiele zakładów, z których zjeżdżają cenione komórki: w Indiach, na Tajwanie czy w Japonii. A tu proszę, krach.

Wygrał strach?

Na początku chcę zaapelować do Was, żebyście nie kozaczyli. Stosujcie się do zaleceń rządu, z jakimi można zapoznać się na przykład na tej stronie. Są takie sytuacje kiedy trzeba okazać pokorę i zdyscyplinowanie a walka z COVID-19 jest jedną z tych sytuacji. Mimo wszystko, trzeba zauważyć, że obawa przed załamaniem się wielu gałęzi gospodarki dotknęła wiele dziedzin rynku, nie oszczędzając przy tym takich gigantów, jak Google czy Microsoft, więc firm, które są w niemal każdym aspekcie naszej codzienności.

Dużo osób zdecydowało się też na wydanie sporych sum pieniędzy na zakupy artykułów pierwszej potrzeby. Nie ma co się tym osobom dziwić. Ostatecznie, Piramida Masłowa wciąż obowiązuje. Najpierw jedzenie i picie, potem schronienie, a dopiero gdzieś dalej luksusy, jak nowy telefon czy wypaśny laptop z mocną kartą graficzną. Wreszcie, zmiany w strukturze rynku pracy. To one zrobiły naprawdę wiele dla branży tech/AGD. Nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Już teraz mówi się, że w wyniku zaleceń o pozostaniu w domu, wiele osób z różnych państw może stracić swoje posady. Za co więc mieliby kupić nowego flagowca?

Czy rynek się odbuduje?

Odpowiadając na powyższe pytanie: niemal na pewno. COVID-19 nie jest pierwszym kryzysem, który nadwyręża globalną gospodarkę. Niedawno, bo w latach 2007-2008 mieliśmy spory krach w nieruchomościach. Nieco wcześniej, kryzys związany z przeliczeniem walut gdy wchodziło Euro, a jeszcze wcześniej, szereg dramatycznych zmian, na cele z walką z hiperinflacją, która pojawiła się w wielu państwach starego Bloku Wschodniego.

Każde z tych wydarzeń było dla wielu firm dramatem. Część marek upadła. Ale wiecie co? Tam, gdzie nie radzili sobie jedni, tam nagle pojawiły się albo nowe firmy, albo ktoś umiał wypracować dla siebie jakąś niszę. Śmiem twierdzić, że w erze informatyzacji, która umożliwia wielu osobom pracę zdalną już dziś, rynek niebawem się odbuduje. Nie wiadomo, czy wciąż będą na nim rządzić te same marki, które rządziły i dzieliły w 2019 roku, jednak jedno jest niemal pewne: wciąż będziemy mieli smartfony, które zapewnią nam rozrywkę.

I mam nadzieję, że każdego z nas będzie stać na ich zakup bez konieczności żadnych dodatkowych wyrzeczeń 🙂