Na dziś dzień kwestia aktualizacji Androida jest bardzo prosta: albo się je ma, albo nie. Nie ma tutaj żadnego półśrodku. A gdyby tak zapewnić sobie dodatkowe, przedłużone wsparcie techniczne?
Słowem wstępu…
Przyjmuje się, że żywotność smartfona w kwestii tych „dużych” aktualizacji Androida wynosi dwa lata. Czasem ten czas wzrasta do trzech, jednak nie są to – niestety – zbyt częste przypadki. Producenci wiedzą, że najważniejsza jest sprzedaż, więc patrząc na rynek z ich perspektywy, utrzymywanie smartfona przy życiu zbyt długo, to najzwyczajniej w świecie strata pieniędzy. Niestety, ale tak skonstruowany jest świat.
Odnoszę jednak nieodparte wrażenie, że te same pieniądze, które stoją za każdym kupionym telefonem, mogłyby też działać na naszą korzyść w kwestii aktualizacji. Podzespoły, na czele z procesoramim, grafiką czy wielkością dysku, są już tak duże, że ograniczenia techniczne niemal nie występują. Zwłaszcza, jeśli mówimy o flagowcach, czyli o smartfonach z najwyższej półki, które często kosztują sporo pieniędzy.
Aktualizacja po czasie? Zapłać!
Chciałbym, aby producenci przestali udawać, że we flagowcu sprzed trzech lat nie można wdrożyć najnowszej wersji Androida. Kwestia kompatybilności sterowników to tak naprawdę nie jest przeszkoda nie do ominięcia. Wydaje mi się, że bardzo dobrym motywatorem byłaby nieduża ilość złotówek czy innych dolarów, które po zakończeniu dwuletniej gwarancji przelewalibyśmy na ich konta za pomocą wybranych aplikacji.
Wiele osób przywiązuje się do smartfonów. Sam też jestem taką osobą i nie ukrywam, że nie zawsze uśmiecha mi się kupować nowe urządzenie. Jasne, nikt nie każe mi mieć super-najnowszej-wersji-Androida, ale jeśli zjadło się na tej branży zęby, to człowiek wręcz podprogowo dąży do tego, by nie zostawać w tyle. A w obecnych czasach pozostawanie w tyle, to brak najnowszych usług, bez względu na to, jakie one by nie były.
I teraz zobaczcie. Załóżmy, że Wasz telefon jest zgodny z nową wersją Androida, a wiadomo, że oficjalnie jej nie otrzyma. Nie lepiej zapłacić choćby i 100-200 złotych i po prostu kupić sobie natychmiastowy dostęp do tego pliku, wraz z jego automatyczną instalacją, niż wydawać kilka tysięcy złotych na nowego flagowca? Z wielkim entuzjazmem przywitałbym taką usługę. Ostatecznie, model subskrypcji jest z nami niemal wszędzie. Od pakietów biurowych, po abonamenty za VOD czy rynek konsol do gier.
Płatność płatnością, ale…
Warto podkreślić jedną rzecz. Nie jestem i nigdy nie będę zwolennikiem płatnych uaktualnień bezpieczeństwa. Często zdarza się, że nawet 4-letnie urządzenia dostają takie łatki raz na miesiąc czy raz na kwartał. I tego stanu rzeczy nigdy nie chciałbym zmienić. Uważam że troska o bezpieczeństwo cyfrowe powinna być zawsze darmowa i jak najszerzej dostępna. Nowa wersja systemu operacyjnego to już trochę inna bajka.
Tak czy inaczej, coś mi podpowiada, że na dłuższą metę nie uciekniemy od takiego stanu rzeczy. Jak pisałem wcześniej, subskrypcja jest coraz bardziej powszechna i popularna z roku na rok. Teraz trzeba tylko poczekać, która firma pierwsza wykona ten wielki, przełomowy krok i zaoferuje podobną usługę. Szczerze mówiąc, gdy tylko ktoś wychyli się jako pierwszy, kolejni chętni znajdą się raczej szybko. Ostatecznie, jest to naprawdę łatwa kasa, którą dodatkowo można zarobić na wielu geekach.