Przeglądarka na Androida – czy ktoś zdoła zagrozić Chrome?


Jakiś czas temu wydawało mi się, że na rynku przeglądarek zapanuje chwiejna równowaga. W chwili, gdy tak sobie dumałem, swojego żywota dogorywał właśnie rewelacyjny Netscape. Było wiele ciekawych aplikacji, na czele z Operą czy rodzącym się Firefoxem. Aż nagle przyszedł Google, który w kilka lat wywrócił ten rynek do góry nogami.


Słowem wstępu…

Nie zaskoczę Was zbyt mocno, jeśli stwierdzę tutaj, że nigdy nie byłem fanem Internet Expolorera. Jasne, jak niemal każdy użytkownik, rozpoczynałem od tej przeglądarki, jednak dla mnie miała ona tylko jedno zastosowanie. Służyła do jednorazowego połączenia się z siecią i… pobrania innej przeglądarki. A na przestrzeni lat przetestowałem chyba niemal każdą, która pojawiła się na rynku. Generalnie, były to bardzo fajne czasy.

Przeglądarki były też obowiązkowym elementem wyposażenia telefonów, palmtopów, a później także i smartfonów. Wiadomo, w czasach, kiedy ekran miał ledwie 2-4 cale i nieczęsto wspierał interfejs dotykowy, tego typu programy były raczej narzędziem eksperymentalnym, jednak oferowały jakąś pewną funkcjonalność. Do dziś pamiętam słynną strzałkę z Opery Mobile i problemy, jakie sprawiało najechanie dokładnie na ten element interfejsu, jaki mnie interesował. Dziś jest to absolutnie nie do pomyślenia. No właśnie, dziś…

Android wywrócił rynek do góry nogami

Kiedy po raz ostatni korzystaliście na smartfonie z Firefoxa lub Opery? Chyba nie rozminę się zbytnio z prawdą, jeśli stwierdzę, że Chrome po prostu pozamiatał i w ciągu kilku lat zbudował sobie tak mocną pozycję, że nikt ani nic nie jest w stanie mu zagrozić. Jasne, jest jeszcze rewelacyjny Samsung Internet czy UC Browser, jednak dla zdecydowanej większości odbiorców te nazwy brzmią po prostu zagadkowo.

Żeby było jeszcze ciekawiej, Google nie tylko udało się zmonopolizować rynek, ale zaoferować szereg ciekawych nowości, które pozwoliły na utrzymanie uwagi odbiorców. Jedną z ostatnich nowości jest tryb ciemny, który pozwala odciążyć zarówno nasz wzrok, jak i ogniwo akumulatora. Wydaje mi się, że właśnie szybkie reagowanie na nowości na rynku, w połączeniu z samodzielnym generowaniem tych trendów, to klucz do wielkiej popularności Google Chrome.

Dynamiczne karty, wsparcie dla gestów czy wybitna wręcz łatwość w nawigacji z wykorzystaniem tylko jednej dłoni (nawet na dużym ekranie Note’a 9), to składowe, które pozwoliły odnieść sukces. W tym samym czasie, konkurencja powoli się wykrusza. Opera przeszła już na silnik Chromium, czyli – w pewnym sensie – jest to po prostu pokazanie Chrome’a z nieco innej perspektywy. Podobny ruch wykonał Microsoft ze swoją przeglądarką EDGE, a na placu boju został chyba tylko Firefox.

Czy Lisek zdoła powrócić w glorii i chwale?

Wydaje mi się, że odpowiedź na pytanie postawione w tym akapicie jest niezwykle trudna. Na desktopie Firefox radzi sobie naprawdę dobrze. Nie ukrywam, że gdybym miał migrować z Opery na jakąś inną przeglądarkę, to byłby to właśnie „FF”, który obecnie jest moim drugim wyborem. Deweloper wreszcie poradził sobie z synchronizacją danych w chmurze, widać też dużą troskę o prywatność i bezpieczeństwo naszych danych.

Mimo wszystko, atuty Mozilli bledną przy możliwościach świetnie naoliwionej maszyny z logo Google na obudowie. Czy tego chcemy czy nie, większość producentów wycina w pień własne aplikacje. Zresztą, nie tylko przeglądarki, ale galerie zdjęć czy edytory lub listy kontaktów, bo woli korzystać z dołączonych do Androida, zamienników od Google. Nie widzę w tym nic dziwnego. Ot, ekonomia w czystej firmie.

Nie wiem, co musiałoby się stać, by trend zdołał się odwrócić. Mimo wszystko, mam nadzieję, że Chrome’owi wyrośnie kilku groźnych rywali. Choćby po to, by napędzać deweloperów Google do dalszych intensywnych prac i usprawnień Chrome’a, który na przestrzeni lat stał się jedną z flagowych usług, jakie w swoim portfolio ma firma z Mountain View.