Szybkie ładowanie czy wydajna bateria? Co wybierzecie?


Od momentu rozpowszechnienia się na rynku smartfonów, ich piętą achillesową była wydajność akumulatorów. Czy tego chcemy czy nie, to na tym polu poczciwe telefony komórkowe od zawsze radziły sobie lepiej. Producenci usiłowali walczyć z tym zjawiskiem na wiele różnych sposobów. Czy któryś wypracował idealny kompromis?


Słowem wstępu…

Ładowarkę zawsze mam ze sobą. A jeśli nawet jej nie mam, to dokładnie wiem, gdzie się znajduje i dlaczego nie ma jej ze mną 🙂 No, a tak nieco bardziej na poważnie, to muszę Wam przyznać, że od zawsze moja metodyka używania smartfona była zależna właśnie od tego, czy ten moduł był ze mną, czy – niestety – nie. Przez moje dłonie przeszło wiele genialnych pod kątem czasu pracy na baterii telefonów, jednak zwykle moje prywatne smartfony nie były na tym polu najmocniejsze.

Jasne, były też epizody pełne chluby i chwały, jak choćby Sony Xperia Z3, która była zoptymalizowana wręcz wzorowo, jednak później zacząłem wybierać urządzenia bardziej wyspecjalizowane w aparatach, a stawiające akumulator na nieco dalszym planie. Nie twierdzę, że zawsze był to dobry wybór, jednak rynek z przełomu 2015-2018 roku raczej na tym polu zbyt mocno nie rozpieszczał użytkowników nowoczesnych smartfonów.

Tak czy owak, zacząłem zastanawiać się nad tym, co jest ważniejsze. Szybkie ładowanie akumulatora, czy to, aby wytrzymywał on jak najdłużej, a jego ładowanie mogło trwać nawet i kilka godzin. Po wielu latach spędzonych w branży mobilnej, mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że wybieram ten drugi wariant. I właśnie na tę cechę zacząłem zwracać coraz to większą uwagę. I wiecie co? Opłaciło się.

Grafen chyba jednak można włożyć między bajki

Długo obserwowałem rynek ogniw grafenowych. Choć może raczej powinienem tu napisać, że patrzałem na plany zastosowania tego tworzywa. Te były – i zapewne wciąż są – bardzo zaawansowane. Mówi się, że ładowanie potrwa zaledwie kilkanaście minut, a czas pracy będzie wielokrotnie dłuższy, niż ma to miejsce obecnie. Niestety, ale wciąż nie możemy doczekać się debiutu tej technologii, więc na pewien czas odpuściłem sobie czytanie o niej.

Gdzieś po drodze, jako jeden z pierwszych producentów smartfonów, Huawei wystartował z szybkimi ładowarkami, które szły w parze ze świetnie spasowanymi akumulatorami. Naprawdę, Mate 20 Pro był na tym polu pewnego rodzaju przełomem. Jeśli ktoś myśli, że to urządzenie to tylko bajeczny aparat i nieporozumienie w postaci głośnika schowanego w slocie ładowania, to powinien poczytać nieco o jego ogniwie akumulatora.

Smartfon pod wieloma względami przeganiał epokę, a kolejne wynalazki Huaweia, na czele z 40W ładowarką tylko potwierdziły, że diagnoza Chińczyków była słuszna. Podeszli oni do problemu w dość ciekawy sposób, który nie opierał się na snuciu pięknych planów o grafenie, ale raczej na wizji wyciśnięcia wszystkiego, co możliwe z obecnie stosowanych ogniw. To, że za tym producentem poszli inni, dość dobrze pokazuje, że czasem nie potrzeba kosmicznych technologii, by znacząco uprzyjemnić życie użytkownikom.

Może era dylematów wkrótce się skończy?

Zacząłem ten wpis od postawienia Was przed dość tragicznym wyborem. No bo jak inaczej zdefiniować możliwość wyboru tylko jednej, kluczowej cechy akumulatora. Zaproponowany przeze mnie podział dość dobrze odzwierciedlał rynek jeszcze na przełomie 2017/2018 roku, jednak – w dużej mierze za sprawą Huawei – pojawiła się nowa jakość i nowe myślenie. Swoje dorzucił też Google, który w Androidzie 10 położył duży nacisk na optymalizację oprogramowania.

Nie od dziś wiadomo, że nawet pojemny akumulator może stopnieć w oczach, jeśli zarządzające nim programy i procesy nie do końca będą wiedziały, co mają robić. Wydaje mi się, że korzyścią jest też popularyzacja sztucznej inteligencji, która już za jakiś czas może przejąć część odpowiedzialności za czasy pracy telefonów na jednym cyklu ładowania. Zobaczcie, i te wszystkie rzeczy dzieją się już, teraz, bez grafenu czy innych innowatorskich rozwiązań.

Pozostaje mieć nadzieję, że nadany branży rozpęd wkrótce nie wyhamuje i płynnie przejdziemy na kolejny, jeszcze wyższy etap rozwoju akumulatorów. Niech giganci po cichu eksperymentują sobie z tworzywami z przyszłości. Nikt im tego nie zabrania. Tak długo, jak długo kolejne flagowce i średniaki będą cieszyły oko coraz to lepszymi notami w zakresie wydajności, tak długo nie będę płakał nad tym, że kosmiczne technologie wciąż pozostają w fazie testów, w zamkniętych, pilnie strzeżonych laboratoriach.