Tęsknicie czasem za smartfonami z małym ekranem?


Jakiś czas temu, gdy dopiero wkręcałem się w świat smartfonów, kupiłem sobie urządzenie z gigantycznym, bo 5-calowym ekranem. Znajomi patrzeli na mnie dziwnie. A to, że noszę patelnię przy uchu, a to, że to nie smartfon a raczej narzędzie do samoobrony. Dziś sami korzystają z urządzeń, którym bliżej do przekątnej sześciu cali. Co się zmieniło?


Słowem wstępu…

Mówi się, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Jakiś czas temu, gdy królowały komórki pokroju mojego idealnego Sony Ericsson’a K800i, absolutnym szaleństwem było pchanie się w ekran większy niż 3-4 cale. Oczywiście, jeśli udało się go znaleźć. A wymagało to trochę wysiłku. W dawnych czasach tak wypaśny ekran zazwyczaj miały tylko palmtopy, które dość często napędzał mobilny Windows z nieodłącznym rysikiem.

Moja obecna żona miała taki gadżet. MDA. O ile pamiętam, MDA 2. Była to zarazem moja pierwsza styczność z urządzeniami tego typu. Nie minę się zbytnio z prawdą, jeśli napiszę, że po kilku miesiącach kupiłem dla siebie podobny produkt. Tyle, że ja postawiłem na dość ciekawy egzemplarz od Sony Ericsson’a. Świat poszedł do przodu, a ja ani nie obejrzałem się, jak 3-calowy wyświetlacz powili stawał się standardem w branży.

Jak to się stało, że duży ekran nagle stał się małym?

Trzy cale. Potem cztery, pięć, a obecnie dość często można spotkać konstrukcje z jeszcze większym wyświetlaczem. Kiedyś – faktycznie – trzeba było liczyć się z tym, że duży ekran, to duży, żeby nie powiedzieć „cegłopodobny” smartfon. Niektóre z urządzeń, które debiutowały na rynku gdzieś między 2015 a 2016 rokiem były tak pokaźnych rozmiarów, że specjalnie dla nich powstała nowa kategoria: phablety, czyli niby coś więcej niż smartfon, ale mniej niż tablet.

Świat poszedł do przodu, a ów trend ostatecznie nie spotkał się ze zbyt dużym entuzjazmem odbiorców. Po pewnym czasie phablety na nowo stały się zwykłymi smartfonami, a tablety już chyba na zawsze pozostaną zupełnie inną grupą produktów. Ogromne zasługi ma tutaj Xiaomi. Zabawne, ale jakiś czas temu widziałem w tej firmie tylko przedstawiciela „chińczyków”, którzy potrafią walczyć tylko ceną. Po latach muszę uderzyć się w pierś i przyznać otwarcie, że byłem w bardzo dużym błędzie.

Gdyby nie rewolucyjny w swoich czasach, niemal wolny od ramek, Xiaomi Mi MIX, to zapewne nosilibyśmy cegły w kieszeniach o rok-dwa lata dłużej. To właśnie ten producent pokazał wszystkim, że duża przekątna ekranu może zmieścić się w stosunkowo niedużej obudowie. Nie da się też nie docenić działań, jakie podjął Samsung, który przecież jako pierwszy postawił na zagięte ramki typu EDGE, które dodatkowo zwiększały obszar roboczy ekranu.

Właśnie te innowacje kazały nam zupełnie inaczej spojrzeć na przekątną. Producenci szybko zrozumieli, że wolne miejsce nad i pod ekranem musi zniknąć. Raz, że takie urządzenia wyglądają o wiele lepiej, no i wreszcie, po drugie, kto nie podąża za trendem, ten zwykle traci część swoich użytkowników. Niestety, ale branża działa właśnie w ten sposób i większość firm, która próbowała iść pod prąd, nie wyszła na tym zbyt dobrze.

To jak? Ekran duży czy mały?

Zacząłem od pokazania Wam, że wielkość wyświetlacza od wielu lat ewoluowała. Zwykle ta ewolucja odbywała się w jednym kierunku: ku zwiększeniu przekątnej, nieraz za wszelką cenę. Spójrzcie na swój obecny smartfon. Jak sądzicie, ma on duży ekran? A teraz odnieście go do komórki, którą nosiliście w kieszeni z cztery lata temu? Zapewne od razu dostrzeżecie, jak bardzo zmieniła się Wasza optyka na przestrzeni ledwie kilku lat.

Warto w tym miejscu zastanowić się nad tym, czy teraz, w 2020 roku, bylibyście jeszcze w stanie przesiąść się na malucha z ekranem o przekątnej zbliżonej do czterech cali. To wielkość, która święciła swoje triumfy parę dobrych lat temu. Czy zmieniło się tak wiele? Jasne, są pewne innowacje, jednak główne zasady działania smartfonów, czy to tych napędzanych Androidem czy Apple iOS, nie zmieniły się niemal wcale, prawda?

Zatem, w czym tkwi fenomen? Dlaczego z roku na rok pozwalamy sobie na tolerowanie coraz większych ekranów? Na czym polega ten magiczny haczyk, który sprawił, że tak szybko przestaliśmy uważać 5-calowy ekran za patelnię? Czy naprawdę wszystko można zwalić tylko na wąskie ramki? A może po prostu daliśmy się kupić pięknym reklamom? Trudno o jednoznaczną odpowiedź na to pytanie. Tak samo, jak trudno mi teraz odpowiedzieć na pytanie, czy odnalazłbym się w bezproblemowej obsłudze urządzenia z przekątną mniejszą o jakieś 2-3 cale. A Wy?