Więcej osób korzysta z internetu. I nie wiadomo, czy to tak do końca dobrze


Trwa akcja #zostańwdomu. Chcąc chronić zdrowie obywateli, rząd zachęca nas do ograniczenia wychodzenia na dwór do minimum. Oznacza to, że więcej czasu spędzamy w internecie. Ten jest nieskończenie wielki, jednak – niestety – o łączach nie można powiedzieć tego samego.


Słowem wstępu…

Korzystam z usług pewnego ogólnopolskiego dostawcy usług sieciowych. Generalnie, nie narzekam. Jasne, było kilka wpadek, jednak gdy czytam o tym, z jakimi perypetiami borykało się wiele osób, to często aż przecieram oczy ze zdumienia. Muszę jednak zauważyć, że od kilku lat, gdy na kalendarzu widnieje jakieś spore święto lub kilka dni wolnego z rzędu, internet zaczyna być pełny… lagów. A tym razem jest jeszcze gorzej.

Poszła plotka, że już teraz łącza są przeciążone. Nie wiem na ile to prawda, więc niestety nie mogę się wypowiedzieć. Wiem natomiast, że transfery u mojego ISP spadają w godzinach popołudniowo-wieczornych nawet o 75%. Z kilku Mbitów zostaję na co najwyżej 200-300 kbit. A tak się złożyło, że gra, jaką chciałem pobrać waży skromne 86 GB. No i tak ją sobie pobieram. Z przerwami. Trochę w sobotę, trochę w niedzielę, a trochę dziś, w poniedziałek. System ratalny, bo nie chcę przeciążać łącza, by nie blokować sobie jednocześnie usług VOD. Właśnie, VOD…

Liderzy branży tną jakość

Netflix, Amazon i spółka już jakiś czas temu obwieścili, że w obawie przed przeciążeniem swoich sieci, obniżają jakość. Nie widać tego jakoś diametralnie mocno. Trzeba się wpatrzyć w ekran. Przynajmniej na moim, wcale nie najnowszym, telewizorze. Tak czy inaczej, pokazuje to dość dobrze pewne niepokojące zjawisko. Okazuje się nagle, że jesteśmy gotowi na życie w sieci, ale ono najwyraźniej nie jest gotowe na nas. A przynajmniej nie w takich ilościach.

To zabawne, bo jeszcze w 2019 roku niemal nikt nie umiałby sobie wyobrazić takiej sytuacji. Spora część osób z całego świata, która w godzinach X-Y wychodzi do pracy, nagle została posadzona w domu i musi pracować przy komputerze. A jeśli nie pracuje, to spędza swój czas wolny w sieci. No i zaczęło się. Infrastruktura ma swoje limity i najwyraźniej już teraz zaczyna dostawać zadyszki. A zobaczcie, że wirus dopiero zaczyna się w wielu państwach rozkręcać. Oznacza to, że ilość użytkowników internetu zapewne jeszcze bardziej wzrośnie.

Rok 2020 zdaje się być przełomowy

Lata dwudzieste nie leżą ludzkości. XX wiek nie przyniósł w tym ujęciu wiele dobrego. Wygląda na to, że XXI wiek chce zawiesić poprzeczkę jeszcze wyżej. Gdyby padły główne węzły, którymi dostarczany jest internet, znajdziemy się w sytuacji dramatycznej. Już teraz sporo firm się pozamykało lub pracuje na pół gwizdka. Nie można wykluczyć, że tak samo sytuacja ma się z technikami wiodących dostawców internetu. A nawet jeśli pracują, to statystycznie szansa na to, że są na chorobowym lub na kwarantannie jest większa niż w analogicznym okresie rok temu.

Pokazuje to dość dobrze, że mamy tu do czynienia z taką trochę wydmuszką. Zabawą w idealny świat. Przekonuje się nas, że informatyzacja to przyszłość, że to świat wolny od barier. Wystarczył miesiąc problematycznej sytuacji i już pojawiają się obostrzenia czy ograniczenia. Brzmi to dość… dziwnie. To tak, jakby jechać autostradą, gdzie nie ma limitu prędkości, ale jednak jest zwężenie drogi i więcej niż 60 na godzinę się nie da 😉

Oczywiście, lepszy jest wolny ale działający internet niż wolna amerykanka i walki o połączenie z sąsiadami, jednak wydaje mi się, że zaistniała sytuacja powinna dać do myślenia wszystkim, którzy tworzą sieć. Trzeba rozbudować nie tylko usługi i wprowadzać kolejne super-płatne-abonamenty, ale też zapewnić alternatywny dostęp do sieci lub ewentualnie przyspieszyć z wdrożeniem sieci 5G. Tak czy inaczej, pozostaje nam czekać i mieć nadzieję, że ten domek z kart jednak się nie zawali. Wtedy bylibyśmy w dramatycznej sytuacji.